niedziela, 28 czerwca 2015

Dzięki Panie Gutenberg!

W końcu nastały te długo oczekiwane dni wakacji. W sumie niezbyt upalne, ale upragnione. Możemy je wykorzystać na wiele różnych sposobów. Ja na przykład proponuje zwiedzanie. W tym roku moim celem będzie Dolny Śląsk i województwo Świętokrzyskie.
Ale na razie jeszcze nigdzie nie wyjechałam, więc wakacje zaczęłam wizytą w moim lokalnym antykwariacie. Jak to często w takich miejscach się zdarza, kupiłam książki. Konkretnie dwa polsko-niemieckie słowniki, a raczej słowniczki, bo obydwa mieszczą się na dłoni. Pochodzą z lat trzydziestych lub dwudziestych ubiegłego wieku, z serii minisłowników ,,Liliputów" wydanej przez niemieckie wydawnictwo Schmidt & Günther. Patrząc na te stare, prawie stuletnie książeczki, zastanawiam się do kogo wcześniej należały. Urzekła mnie ich tajemnica. Może skorzystał z nich kiedyś jakiś uczeń lub uczennica? Może przydały się w czasie okupacji? Czy uratowały komuś życie? Ile osób używało ich przez prawie sto lat?

Moje słowniczki ,,Liliputy"
Jak powszechnie wiadomo w wakacje można też poczytać. Tyle wolnego czasu, który dobrze poświęcić na zanurzenie się w lekturze [oczywiście nie tylko słowników ;)]. Jedni wolą książki papierowe, inni elektronicznie.  Dzisiaj istnieje wiele nowoczesnych sposobów czytania książek. Może nam się wydawać, że takie czytelnicze urozmaicenia nadeszły dopiero w XXI wieku. Jednak innowacyjne sposoby pomagające zgłębiać treści lektur były wymyślane już w średniowieczu. Oto jeden z przykładów wykorzystania ówczesnej ,,czytelniczej nowoczesnej techniki".
I jak to zazwyczaj bywa, jeden czyta (w tym przypadku wykorzystując książkową karuzele), a drugi odpoczywa ;)
Karuzela książkowa była takim fajnym średniowiecznym gadżetem. Dzięki takiemu urządzeniu czytelnik mógł zgłębiać kilka książek jednocześnie, wystarczyło powoli pokręcić taką karuzelą. Co ze względu na duży rozmiar i wagę lektur było sporym udogodnieniem. Ciekawy sposób. Choć patrząc na tamte czasy można stwierdzić, że już sama kosztowna książka była luksusowym gadżetem. W końcu tak niewiele osób było na nią stać, a jeszcze mniej umiało czytać. Właśnie dla nie umiejących czytać posiadanie książki było posiadaniem gadżetu.
Może i innowacyjne techniki pomagały w czytaniu, ale do nowoczesnego procesu tworzenia książek trzeba było jeszcze poczekać. Tutaj wciąż potrzebni byli mnisi, którzy w pocie czoła przepisywali opasłe tomiszcza. Dlatego to co dziś możemy kupić czasem nawet za kilka złotych, setki lat temu było tak kosztowne i cenne. Książka była klejnotem.

Wtedy pojawił się Jan Gutenberg założył w 1448 drukarnię w Moguncji i wszystko się zaczęło na dobre. Reformacja, edukacja, postęp to wszystko sprawka Mistrza Jana.*

Prasa Gutenberga

* W Polsce możemy zobaczyć oryginalną Biblię Gutenberga w Muzeum Diecezjalnym w Pelplinie.


3 komentarze:

  1. Widzę, że mamy w tym roku podobne plany wakacyjne :-) Ja właśnie gościłam u Henryka I Jaworskiego w Siedlęcinie, a w lipcu wybieram się do Henryka Sandomierskiego. Być może spotkamy się gdzieś po drodze :-) Udanego i owocnego wypoczynku, Pani Trubadurko. Pozdrawiam serdecznie,

    Kasia

    OdpowiedzUsuń
  2. Siedlęcin muszę koniecznie odwiedzić, do tego zamek w Bolkowie i jeszcze raz Krzeszów, który przy poprzedniej wizycie bardzo mi się spodobał oraz wiele innych miejsc.
    Ja również życzę udanych wakacji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I teraz mozna kupic ksiazke za kilkadziesiat zlotych. Wszystko zalezy od zawartosci. Jednak do dzisiaj ksiazka sie liczy :)

    OdpowiedzUsuń